Reklama

Skitury w Bieszczadach – Zimowe Wyrypy, Tarnica i Rawki

Bieszczady Wysokie to kraina pięknych gór z najwyższą Tarnicą na czele. Ale są tu również inne szczyty godne uwagi jak Kremenaros, Wielka i Mała Rawka czy Szeroki Wierch oraz Tarniczka. Wiele przeżyć dostarczy też wejście na słynne połoniny, oferujące nie tylko wspaniałe widoki, ale i bardzo długie zjazdy.

 

Bieszczadzka Zima na Skiturach: Wyrypa Pełna Wyzwań

 

Jest środek zimy. Ruszam autem z Zakopanego na wyprawę skiturową w leśne góry. Już na samym początku kilkudniowej tułaczki zaczyna się swoiste „Bieszczady Ski Challenge”. Za oknem mróz, a po bokach drogi tworzą się wysokie na prawie dwa metry zaspy. Nikt nie mówił, że o tej porze roku dojazd będzie łatwy i przyjemny.

 

 

Nie zapomnij zapakować bagażnika

 

Kieruję się z Cisnej w stronę Ustrzyk Górnych. Droga jest dobrze odśnieżona przez drogowców, ale padający śnieg tworzy niebezpieczną ślizgawicę. Zwłaszcza w rejonie Przełęczy Wyżnej (872 m n.p.m.) i Wyżniańskiej (855 m). Takie warunki po raz kolejny utwierdzają mnie w przekonaniu, że na zimową wyprawę do bieszczadzkiego raju trzeba wziąć łańcuchy na koła i kable do ładowania akumulatora. Do tego łopatę lawinową, czołówkę i dobrze naładowany telefon. Niby oczywistości, ale zbyt wiele stojących na poboczu aut widziałem już podczas moich podróży w te strony.

 

 

Skiturowcy oprócz nart muszą też zapakować dwie pary kijków, około 25-litrowy plecak i dużą torbę z ogrzewaczami do rąk, ciepłymi rękawiczkami, zarówno zjazdowymi, jak i lżejszymi podejściowymi. Do tego ciepła bielizna, spodnie narciarskie, kilka czapek, zestaw naprawczy Dynafita, kurtkę typu softshell i puchówkę. Sporo, ale tak naprawdę to podstawowy ekwipunek. Nie zapomnijmy też o mapie, okularach i goglach narciarskich, kompasie, powerbanku i kremie na mróz. Dlatego już w wieczór poprzedzający narciarską wyrypę pakuję plecak na drogę, by niczego nie zapomnieć. Rano wrzucam tylko termos z gorącą herbatą i kanapki.

 

 

Królowa jest tu jedna

Na pierwszy cel wybieram Tarnicę (1346 m n.p.m.), królową Bieszczadów, która wymusza na mnie wczesną pobudkę i szybkie śniadanie. Za oknem czeka prawdziwa zima. Na termometrze minus 19 stopni Celsjusza i piękna pogoda na niebie. Wielki błękit zachęca do wyjścia. Zabieram więc do plecaka najcieplejszą kurtkę primaloftową i ruszam na parking w Wołosatem.

 

Od razu idę na nartach. Podejście na szczyt za znakami niebieskimi, a potem żółtymi, ma dokładnie 4,3 km i 610 m przewyższenia. Zajmuje mi to dwie i pół godziny. Dopóki idę lasem, jest cicho. Ale powyżej Hudów Wierszku (965 m n.p.m.) słychać już tylko huk wiatru. Ubieram kurtkę, zakładam kaptur na głowę, twarz zakrywam chustą wielofunkcyjną, a na dłoniach lądują najcieplejsze rękawiczki. Inaczej nie dałbym rady. Na trawersie na przełęcz wiatr szarpie, jakby się ze mną mocował. Ledwo wytrzymuję te uderzenia, zapierając się mocno na kijkach. Obok mnie idą nieliczni piesi turyści, którzy też walczą z naturą.

 

Wchodzę na szczyt Tarnicy, gdzie jeszcze mocniej hula wicher. Nie ma za bardzo czasu na podziwianie widoków. Pobyt skracam do kwadransa. Broń Boże, nie zdejmujcie w takich warunkach rękawic. Zapięcie butów, ściąganie fok – wszystko robimy w rękawiczkach, by nie ulec wychłodzeniu. Jeszcze tylko kilka pamiątkowych fotek i ruszam w dół.

 

Z początku śnieg jest zmrożony, toteż narta ładnie skrobie taflę. Poniżej przełęczy łapię przewiany puch i całkiem przyjemnie dojeżdżam skrętami do Hudów Wierszku. Mało mi gór, więc decyduję się na przepinkę. Zakładam foki i idę jeszcze raz do góry, tym razem na Tarniczkę (1315 m n.p.m.). Tutaj huragan daje mi do zrozumienia, że trzeba wiać w dół. Jak jastrząb sfruwam w dolinę ku Wołosatemu. Na płaskich odcinkach szusuję, a w krótkim bieszczadzkim lesie mknę skrętami między bukami. Nie jest zbyt stromo, ale przyjemnie. Na koniec mknę polanami nad Wołosatem wprost do parkingu.

 

 

Schronisko, Rawki i chillout

Drugiego dnia kieruję się na Rawki. Ma być pogoda, więc gęba się śmieje, bo pójść w góry w dobrą pogodę to przecież marzenie. Zwłaszcza, że za oknem znów wielki błękit.

 

– Idź w Pasmo Graniczne, tam będzie dużo śniegu – proponuje podczas telefonicznej rozmowy Paweł z Bieszczadzkiej Grupy GOPR.

 

Dojeżdżam autem do Przełęczy Wyżniańskiej. Od wysokości 900 metrów n.p.m. leży bardzo dużo białego puchu, więc narty zapinam już na parkingu i dochodzę do schroniska pod Małą Rawką. Tutaj zawsze decyduję się na chwilę odpoczynku. Piję pyszną kawę. Michał Klażyński, gospodarz bacówki, świetnie prowadzi obiekt, przepełniony ciepłą i domową atmosferą. Aż nie chce się stąd wychodzić.

 

Od Wielkiej Rawki (1307 m n.p.m.) dzieli mnie 3,3 km i 420 m pod górę. Kusi też graniczny Krzemieniec (Kremenaros, 1221 m n.p.m.), zwiastując wyjątkowo piękną i urozmaiconą turę, wiodącą przez najdziksze partie tych gór. Przejście prawie 17 km trasy (pięć podejść i tyle samo zjazdów) zajmuje mi około 10 godzin. Na szczęście w porównaniu do wczorajszej Tarnicy wiatr się uspokoił, a pogoda mi sprzyja.

 

Ten dzień to czas na górski chillout. Nie spieszę się. Na Wielkiej Rawce robię chwilę przerwy. Potem krótki, ale stromy zjazd po znakomitym śniegu na północ, wzdłuż niebieskiego szlaku, schodzącego do Ustrzyk Górnych. Następnie kilkadziesiąt fantastycznych skrętów do granicy lasu, a nawet trochę poniżej. Tutaj odpoczynek i podejście z powrotem na Wielką Rawkę.

 

Chwilę później zaliczam narciarski spacerek na szczyt Krzemieńca – miejsca spotkania trzech granic: Polski, Słowacji i Ukrainy. Stąd krótki, ale ładny zjazd wzdłuż dość szerokiej, granicznej przecinki leśnej, gdzie strome podejście wyprowadza mnie ponownie na Wielką Rawkę. Został mi jedynie zjazd na Małą Rawkę i do schroniska pod nią. Tam kończę pierwszą część wyrypy. Herbata i placki ziemniaczane dodają mi energii, a humor się jeszcze bardziej poprawia. Dlatego postanawiam nie kończyć wycieczki.

 

Jeszcze jedno podejście na nartach na Małą Rawkę (1267 m n.p.m.). Ciągle mi mało tych gór. Jest już po godzinie 17, gdy w świetle czołówki zjeżdżam po raz ostatni i melduję się bezpiecznie na dole. Schodzę niespiesznie z kołyszącymi się przy plecaku nartami na Przełęcz Wyżniańską. Znowu piękny dzień trafił mi się w leśnych górach.

 

 

Najpiękniejszy z trzech

Trzeciego dnia niezawodne narty wyprowadzają mnie na Szeroki Wierch. Właściwie to dochodzę do wspomnianej pierwszego dnia Tarniczki, pokonując 7,5 km w jedną stronę i 639 m przewyższenia za szlakiem czerwonym.

 

Przede mną najpiękniejszy dzień podczas mojego krótkiego pobytu w Bieszczadach. Toruję sam od Ustrzyk Górnych. Pogoda jest wspaniała, choć znowu mam potężny wiatr z lewej strony – tym razem duje od wschodu. Taka długa ekspozycja sprawia, że pojawiają się małe odmrożenia na lewym policzku. Ale nie mam żalu do Bieszczadów z tego powodu. Emocje są tego warte.

 

Zjazd z Szerokiego Wierchu do Ustrzyk Górnych jest naprawdę wspaniały. Mknę ponad 6 km po znakomitym śniegu. Długa i urozmaicona jazda smaruje miodem serce narciarza. Niemiłym wspomnieniem jest tylko zahaczenie o buka przy skręcie, ale obywa się bez szkód w żebrach. Poza tym wszystko idzie płynnie i szybko, czyli tak jak lubię. Szeroki Wierch okazuje się idealnym zwieńczeniem bieszczadzkiej wyrypy.

 

Nie róbcie nic na siłę

Dzięki tej przygodzie wiem, że w górach nigdy nie ma nic za darmo. Wspaniałe chwile, piękne widoki oraz znakomite zjazdy i radość podejścia, przeplotły się z trudnym dojazdem, marznięciem na wietrze, drobnymi odmrożeniami i uderzeniem w drzewo. Jednak bilans strat w żadnej mierze nie przekroczył zysków z tych niezapomnianych dla mnie chwil.

 

Ale pamiętajcie, żeby w górach nic nie robić na siłę. Jeżeli jednego dnia jest ciężko, góry nie są łaskawe – przeczekajcie. Szczyty nie znikną. Życzę więc Wam w 2020 roku przełamywania wszelkich fizycznych trudności, bo to przecież jednocześnie przełamywanie samego siebie. Tylko wtedy stajemy się, dzięki górom, trochę lepszymi ludźmi. I za to te góry po prostu kochamy.

 

Informacje praktyczne 

Dojazd

Od czasu, gdy otwarta jest już cała autostrada A4 dojazd autem w Bieszczady jest już trochę łatwiejszy. Jadąc od strony Krakowa, zjeżdżamy za Dębicą kierujemy się drogami wojewódzkimi nr 986 i 988 na Iwonicz Zdrój i dalej na Jaśliska oraz Komańczę i Cisną. Stąd już bieszczadzką drogą dojedziemy do Ustrzyk Górnych. Poza sezonem są bezpośrednie połączenia autobusowe z Sanoka o godz. 9.02 i 14.42; powrót o 8.15 i 11.10.     

Noclegi

Hotel Górski PTTK w Ustrzykach Górnych|
www.hotel-pttk.pl
tel. 13 461 06 04

 

Szlaki

niebieski, żółty: Wołosate – Tarnica – Wołosate 2h ↑; 1h 15 min ↑

czerwony: Ustrzyki Górne – Szeroki Wierch 2h 30 min ↑; 1h 45 min ↑

zielony, żółty, niebieski: Przełęcz Wyżniańska – Mała Rawka – Wielka Rawka – Krzemieniec 2h 30 min ↑; 2h ↑

 

Uwaga! Podane czasy nie uwzględniają trudnych warunków zimowych.

 

W wydaniu drukowanym ten artykuł znajdziesz pod tytułem "W górach nie ma nic za darmo".

Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 01/2020

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 26/01/2025 23:19
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do