Reklama

Pięć Stawów - fenomen schroniska prowadzonego przez rodzinę Krzeptowskich

Beata Sabała-Zielińska ma dar do wynajdywania ciekawych tatrzańskich tematów mogących zainteresować rzesze czytelników. Dwa lata temu wydała bestselerową książkę o TOPR, a dziś w „Pięciu Stawach. Domie bez adresu” proponuje nam sentymentalną wędrówkę przez czas wraz z kolejnymi pokoleniami rodu Krzeptowskich, gazdującymi w pięciostawiańskim schronisku.

 

Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 10/2020.

 

„Gdzieś na końcu świata…” – tak zaczyna swoją najnowszą książkę autorka. „Ja bym powiedziała, że Pięć Stawów to początek świata” – oponuje przewrotnie Marychna Krzeptowska, jedna z obecnych szefowych schroniska. Początek czy koniec, można się spierać, łatwiej zgodzić się, że Stawy to miejsce z wyjątkową atmosferą. Niebagatelny udział miała i ma w tym właśnie rodzina Krzeptowskich, która od niemal stu lat opiekuje się i schroniskiem, i turystami.

 

 

Określenie na czym polega niezwykłość i niepowtarzalność Doliny Pięciu Stawów wydaje się łatwe – to kwintesencja tego, z czym kojarzą się góry: połączenie nieujarzmionej przyrody z ciepłem schroniska i serdecznością pracujących w nim ludzi. Każdą z tych składowych da się rozpisać na wiele wątków. I tym tropem idzie Beata Sabała-Zielińska, opowiadając nam historię schroniska i próbując wyjaśnić, na czym polega jego fenomen.

 

 

Atmosferę miejsca w dużej mierze budują ludzie, a klimat książki – snute przez nich lub o nich opowieści. I trzeba przyznać, że „Pięć Stawów” aż kipi od fantastycznych anegdot i niezwykłych historii. Mnóstwo tu pięknych wspomnień o ludziach związanych ze schroniskiem, opowiadań o zwierzętach, tych dzikich i domowych, przywołań przyjaźni zawiązywanych na całe życie. Prawdziwym rarytasem są fragmenty pamiętników Marii, od której zaczęło się panowanie familii Krzeptowskich w Stawach. Jej zapiski z lat 30. i 40. XX w. wskrzeszają dawne czasy. Dziś mają walor historycznego dokumentu, a że Maria, jak przystało na kobietę ze wszech miar wyjątkową, odznaczała się również talentem literackim, jej teksty czyta się znakomicie.

 

 

Beata Sabała-Zielińska pisze prosto, po dziennikarsku, ale książka przy wielu ciekawych historiach ma też dłużyzny. Cukierkowo i powtarzalnie, a tym samym nudno, robi się zwłaszcza wtedy, gdy do głosu dochodzą starzy bywalcy schroniska. Ich wypowiedzi, a jest tego sporo, to niewiele wnoszące nostalgiczne zapewnienia, że kiedyś było fajniej. „Pięć Stawów. Dom bez adresu” nie tyle wyjaśnia fenomen prowadzonego przez ród Krzeptowskich schroniska, ile buduje jego legendę.

 

Beata Sabała-Zielińska, „Pięć Stawów. Dom bez adresu”, Prószyński Media 2020.

Cena: 42 zł

Ocena: 4/6

 

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do