Anna z aptekarską dokładnością rozpisywała w dzienniku przejścia i wspinaczkowe plany na przyszłość, Krystyny to nie interesowało. Szybko się okazało, że ta mieszanka charakterów, podlana wzajemnym szacunkiem i przyjaźnią, jest kluczem ich sukcesów.
Anna Czerwińska z warszawskiego Klubu Wysokogórskiego pamiętała pewną historię z dzieciństwa. Miała kilkanaście lat, gdy z ojcem i jego kumplem wybrała się na rajd w Góry Świętokrzyskie. Maszerowali, dłużyło się, rozmawiali. W pewnym momencie kolega taty zadał jej pytanie: co chce w życiu osiągnąć?
- Wejść na Everest i wynaleźć lekarstwo na raka – wypaliła Anna.
Gdy wiele lat później, wiosną 2000 roku poznałem ją u podnóża Everestu, realizowała swój plan z dzieciństwa. 21 maja, po 30 latach kariery wspinaczkowej, stanęła na szczycie Góry Gór, swoim drugim ośmiotysięczniku. Miała 50 lat, była najstarszą kobietą na Evereście i drugą Polką – po Wandzie Rutkiewicz. Liczba „dwa” będzie zresztą lejtmotywem pierwszych lat wspinaczkowej kariery Anny. I jej dumą. Chociaż pierwszym hasłem, które opisuje jej tatrzańską karierę, będzie „na żywca” – czyli bez asekuracji. Tak wspinała się, samotnie, ale i mało rozsądnie, na początku lat studenckich. Był rok 1968, spotykani na tatrzańskich szlakach taternicy kręcili głowami. I z podziwu, i z dezaprobaty.
[middle1]
Anna wspominała później, że fascynowało ją ciągłe ocieranie się o śmierć, balansowanie na jej granicy. Taternicy imponowali jej, owszem. Ale nie w kategoriach damsko-męskich. Imponowali tym, że balansując pomiędzy życiem i śmiercią odnajdują w sobie odwagę, aby się przemóc, pokonać strach.
Umiejętność pokonywania strachu była dla niej afrodyzjakiem. Podobnie jak chęć ciągłego próbowania drugi raz.
Bałtyk, plaża, dusząca astma. I matka, która ze współczuciem spogląda na małą Anię. Kilka lat później. Tatry, wycieczka szkolna. Anna wyrzuca po kolei rzeczy z plecaka. Jest ciężki, nie potrafi nadążyć za koleżankami i kolegami z klasy. Tydzień później. Kasprowy, Giewont, Świnica – idzie na czele, pierwsza. Zawzięta.
Miała 18 lat, gdy za namową tych, których spotykała na tatrzańskim szlaku, zapisała się do Klubu Wysokogórskiego, mama załatwiła dwie taterniczki wprowadzające, reszta była w gestii Anny, wtedy już studentki farmacji. Ten moment wspominała jako akt inicjacji, wejścia w dorosłość.
- Pamiętam, ojciec zabrał mnie z rodzeństwem w Tatry i gdzieś w pewnym momencie zniknął, rozglądałyśmy się za nim, a on nagle zjeżdża ze skały na linie w kluczu – opowiadała z kolei Krystyna Palmowska. – Strasznie mi wtedy zaimponował!
Ale momentem przełomowym była lektura gwiazdkowego prezentu – "Polacy na szczytach świata" Justyna Wojsznisa. Spodobali jej się opisywani ludzie gór.
- Chciałam poznać ich z bliska – mówiła.

Pojechała na obóz Klubu Wysokogórskiego w Tatry jako niezrzeszona. Przyglądała się, trochę chadzała własnymi szlakami, a właściwie poza szlakiem. Za to została z obozu wyrzucona. Wtedy postanowiła się zapisać.
Anna Czerwińska i Krystyna Palmowska wpadły na siebie dokładnie tego samego dnia, gdy postanowiły pójść do klubu. Polubiły się, chociaż Anna – gadatliwa i udająca, że wszystko wie – była całkowitym przeciwieństwem cichej i zazwyczaj milczącej Krystyny.
...
Dołącz do grona naszych prenumeratorów aby przeczytać tekst w całości.
Pozostało 70% tekstu do przeczytania.
Wykup dostępJeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie