„Wejść na Rysy - to trzeba być dobrym dzikiem” - to potoczne powiedzenie, które krąży wśród turystów odwiedzających Tatry. Choć wypowiadane z przymrużeniem oka, nie jest pozbawione sensu. Rysy, najwyższy szczyt Polski to cel ambitny i wymagający nie tylko ze względu na wysokość, ale I długość podejścia, duże przewyższenie i trudności techniczne w górnej partii szlaku.
Za „dzika” się nie uważam. A jednak na Rysach byłam już kilka razy. Za każdym razem inaczej: raz w słońcu, raz w deszczu, innym razem schodząc w burzy, gdy granitowe ściany dudniły od grzmotów, a każdy krok był decyzją między pośpiechem a ostrożnością. I mogę powiedzieć jedno: na tym szlaku trzeba być przygotowanym psychicznie, fizycznie i sprzętowo. Bo Rysy potrafią pokazać różne oblicza - od spokojnego majestatu po dziką, nieprzewidywalną siłę gór.
Oto jak krok po kroku wygląda ta wymagająca, ale niesamowicie satysfakcjonująca trasa na Dach Polski, szlakiem od schroniska nad Morskim Okiem.
[middle1]
Szlak rozpoczyna się na parkingu w Palenicy Białczańskiej (ok. 990 m n.p.m.). Prowadzi asfaltową drogą (zamkniętą dla ruchu samochodowego) przez Wodogrzmoty Mickiewicza i kończy się przy schronisku nad Morskim Okiem (1410 m n.p.m.). Trasa jest szeroka i łatwa technicznie, choć dla wielu, zwłaszcza tych, którzy nie przepadają za monotonią, może wydawać się nużąco długa.
Dla mnie to taki obowiązkowy wstęp, jak pierwsze strony książki, które trzeba przejść, żeby dotrzeć do właściwej akcji. Idąc tą drogą, myślami jestem już gdzieś wyżej nad Czarnym Stawem albo na grani. Mimo wszystko, ten odcinek ma swój rytm i sens, bo pozwala rozgrzać nogi, oswoić się z przestrzenią, złapać pierwszy kontakt z górą. I choć asfalt nie brzmi romantycznie, to właśnie tutaj zaczyna się przygoda. Z każdym krokiem bliżej Tatr w ich prawdziwym, wysokogórskim wydaniu.
Zobacz także:
Samo schronisko nad Morskim Okiem to jedno z najbardziej rozpoznawalnych i symbolicznych miejsc w polskich Tatrach. Drewniana bryła z charakterystycznym dachem i werandą w stylu alpejskim wita tysiące turystów każdego roku. Choć często zatłoczone, dla mnie ma w sobie coś nostalgicznego. Wchodząc tam, czuję się trochę tak, jakbym dołączała do wielkiej tatrzańskiej opowieści, pisanej przez pokolenia przewodników, ratowników, taterników i zwykłych spacerowiczów.
Od schroniska szlak wiedzie najpierw łagodnie, wzdłuż brzegu jeziora. Ten fragment, choć krótki też ma w sobie coś wyjątkowego. Może to kwestia odbicia gór w lustrzanej tafli wody, a może bliskości granitowych ścian, które zaczynają rosnąć z każdą chwilą.
Po chwili marszu szlak odbija w lewo i zaczyna się podejście do Czarnego Stawu - krótkie, ale strome. Kamienne schody piętrzą się w górę, a z każdym krokiem otwiera się coraz szerszy widok za plecami. Gdy docieram na górę, za każdym razem mam wrażenie, że znalazłam się w innym świecie, jakby odciętym od reszty Tatr. Czarny Staw pod Rysami (ok. 1583 m n.p.m.) leży spokojnie w kamiennym kotle, milczący i surowy. Otoczony pionowymi ścianami Mięguszowieckich Szczytów, wydaje się niemal niedostępny.
Zobacz także:
Szybkie spojrzenie na dalszą drogę. Widać ją już dobrze i wspinaczy, innych śmiałków takich jak ja, spragnionych widoków z najwyższego szczytu w Polsce. W tym miejscu czuję zawsze to samo: mieszankę ekscytacji i respektu.
Za Czarnym Stawem szlak szybko zmienia charakter. Kończą się równe podejścia, zaczyna się prawdziwa walka z wysokością i terenem. Ścieżka prowadzi po dużych blokach skalnych, stromych zakosach i stopniowo staje się coraz bardziej wymagająca kondycyjnie.
...
Dołącz do grona naszych prenumeratorów aby przeczytać tekst w całości.
Pozostało 63% tekstu do przeczytania.
Wykup dostępJeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie